Dr Magdoń o sytuacji na Ukrainie: Obawa przed konfliktem [NASZ WYWIAD]

TYLKO U NAS
Dodano   2
  LoadingDodaj do ulubionych!
Jacek Magdoń

Jacek Magdoń / Fot. Archiwum Jacka Magdonia

O bieżącej sytuacji, po pobycie na Ukrainie, ryzyku konfliktu zbrojnego z Rosją i przekierowania migrantów z Białorusi, wewnętrznej polityce i relacjach z Polską, mówi w rozmowie z Piotrem Motyką, radny Sejmiku Województwa Podkarpackiego, członek Komisji Bezpieczeństwa Publicznego i Zatrudnienia, starszy inspektor w Komendzie Głównej Związku Strzeleckiego „Strzelec” Józefa Piłsudskiego, oficer rezerwy Wojska Polskiego i instruktor Obrony Cywilnej, dr Jacek Magdoń.

Zobacz także: Marek Jurek o wyborach we Francji: Wiele wyjaśni debata Zemmour – Le Pen [NASZ WYWIAD] 

Piotr Motyka: Z tego, co wiem był Pan w tych dniach na Ukrainie, jaka atmosfera panuje u naszych sąsiadów?

Jacek Magdoń: Oczekiwanie. Faktycznie wyczuwalna jest obawa, spowodowana koncentracją wojsk rosyjskich przy granicy z Ukrainą. To jest realny czynnik zaprzątający głowy mieszkańców Ukrainy, z których wielu straciło w tym konflikcie bliskich i znajomych. Kolejny czynnik to kryzys energetyczny, którego symptomy to przerwy w dostawach prądu, czy wysokie ceny gazu. Około 90 procent ukraińskich elektrowni węglowych nie pracuje, a państwo ukraińskie kupuje energię elektryczną między innymi z… Białorusi i Rosji, nie chcąc kupować węgla od separatystów z Donbasu. Ten problem, w połączeniu z niskimi temperaturami, będzie nabrzmiały w styczniu 2022 r. W tle tego wszystkiego jest pandemia koronawirusa, a liczba zaszczepionych to około 20 procent. Umieralność jest wysoka…

Piotr Motyka: Jak ocenia się ryzyko związane z konfliktem zbrojnym z Rosją?

Jacek Magdoń: Optymiści twierdzą, że otwartej wojny z Rosją nie będzie. Oceniają, że koszty ataku na Ukrainę będą zbyt wysokie i to się po prostu nie opłaca. Jednak publikacja przez niemiecki „Bild” mapy kierunków ataków wojsk rosyjskich odbiła się szerokim echem i negatywnie odbyła się na nastrojach społecznych. Idzie to w parze z publicznymi wypowiedziami szefa ukraińskiego wywiadu, prognozującego rosyjski atak na styczeń 2022 r.  Mówiąc krótko temperatury spadają a ciśnienie rośnie.

Piotr Motyka: A jaka jest pańska ocena poziomu tego zagrożenia?

Jacek Magdoń: Rosja, jak każde dojrzałe imperium, potrafi zachować właściwy balans w osiąganiu celów krótkoterminowych i długoterminowych. Krótkoterminowy cel, czyli storpedowanie możliwości rozszerzenia NATO o Ukrainę oraz wejście tejże do UE, został osiągnięty przez destabilizację jej integralności terytorialnej. Cel długoterminowy, czyli zachowanie dotychczasowych wpływów w basenie Morza Czarnego, został osiągnięty tylko połowicznie. Problem polega na tym, że aneksja Krymu, wraz z główną bazą floty w Sewastopolu, spowodowała zablokowanie dostaw wody z Ukrainy na półwysep, co było znaczącym osiągnięciem jeszcze w czasach Związku Sowieckiego. Odcięcie wody  jest ciosem w tamtejsze rolnictwo, ogrodnictwo i sadownictwo. Krym to nie tylko wspaniałe winnice, piękne sady, ale nawet… pola ryżowe. Problemu wody nie załatwia Most Krymski nad Cieśniną Kerczeńską. Połączenie lądowe Rosji z Krymem trzeba więc uznać za imperialny cel minimum. Jeden z wariantów celu maksimum obrazuje mapa opublikowana przez „Bild”, gdzie z obecnej  Ukrainy wolny pozostaje zachód z Lwowem, Tarnopolem, Łuckiem i Winnicą. No chyba, że kryzys na Ukrainie będzie tak głęboki, że społeczeństwo z ulgą przyjmie „powrót taty”, jak z goryczą określano perspektywę powrotu Rosji na te terytoria.  

Piotr Motyka: Czy Ukraina zabezpiecza się przed nielegalnymi migrantami, którzy mogą zostać wykorzystania do szturmu na granicę przez Białoruś?

Jacek Magdoń: Tak, Ukraina liczy się z taką możliwością. Natomiast, jako państwo w stanie wojny, nie będzie związana unijną polityczną poprawnością, więc diagnozując to jako kolejny akt agresji, zastosuje adekwatne środki. Rzucanie kamieniami w funkcjonariuszy czy żołnierzy ukraińskich spowoduje rozlew krwi. Dlatego ewentualna konfrontacja na granicy białorusko-ukraińskiej w postaci fali nielegalnych, agresywnych migrantów będzie zwiastunem eskalacji konfliktu na trudną do przewidzenia skalę.

Piotr Motyka: Jaka jest obecnie sytuacja na ukraińskiej scenie politycznej?

Jacek Magdoń: Zarysowany ostatnio konflikt na linii Zełenski-Achmatow może mieć daleko idące konsekwencje. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski stwierdzi, że został poinformowany o przygotowywanym przewrocie państwowym. W tym kontekście padło nazwisko najbogatszego Ukraińca Rinata Achmetowa, mającego korzenie ukraińsko-tatarskie. Rodzące się protesty antyprezydenckie na bieżąco transmitowały media rosyjskie. Prawdopodobieństwo gwałtownej zmiany władzy w Kijowie otworzyło by „puszkę Pandory”. Ale kryzys polityczny, a nawet przesilenie jest realne.

Piotr Motyka: Jak Pan ocenia obecne relacje polsko – ukraińskie, także w kontekście ustanowienia “Roku UPA” przez Lwowską Radę Obwodową?

Jacek Magdoń: Skoro Wojsko Polskie, podobnie jak np. armia USA, Kanady czy Wielkiej Brytanii, pomaga szkolić żołnierzy ukraińskich to stosunki dwustronne należy uznać za co najmniej dobre. Ale też wiemy jakie obszary stanowią od lat kość niezgody. Nacjonalistyczne ugrupowania polityczne, mające poparcie w zachodnich obwodach ukraińskich, szczególnie lwowskim, iwano-frankiwskim i tarnopolskim, zyskały znaczący wpływ na władze rządowe w Kijowie za prezydentury Petro Poroszenki. Za tym poszła transmisja tradycji mówiąc umownie „banderowskich” do ukraińskiej polityki historycznej, a więc np. do edukacji czy wojska. Dla wielu Polaków jest to niezrozumiałe i nie do przyjęcia. Ale żeby lepiej rozumieć problem: nie podoba się to też wielu Ukraińcom. W warunkach toczącej się wojny na Wschodzie, taka „mocna” tradycja walki z Rosją w czasach stalinowskich stała się jednak elementem budowy morale znacznej części społeczeństwa i młodego pokolenia. Planowany „Rok UPA” dla Polaków, którzy dla ukraińskich nacjonalistów byli w czasie II wojny światowej „wrogiem numer dwa”, będzie miał wymowę złowrogą, kojarzoną ze zbrodniami na ludności cywilnej. Nagłośnienie tego wydarzenia w mediach rosyjskich jest tylko kwestią czasu. I tak te planowane obchody posłużą do dyskredytacji Ukrainy na arenie międzynarodowej. A władzom polskim będzie jeszcze trudniej uzasadnić potrzebę wspierania Ukrainy w obliczu nadchodzącej eskalacji kryzysu.

Piotr Motyka: Serdecznie dziękuję za ten wywiad, świeżo po powrocie z Ukrainy, Bóg zapłać!

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

Subskrybuj
Powiadom o
2 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najpopularniejsze
Inline Feedbacks
Przeglądaj wszystkie komentarze

POLECAMY