Zawisza: Wesele Smarzowskiego [RECENZJA]

Dodano   1
  LoadingDodaj do ulubionych!

Wesele, kadr z filmu / fot. Kino Świat

Reżyser do pewnego stopnia nakręcił remake swego "Wesela" z roku 2004, ale w dużej mierze potraktował weselność swego filmu jako wabik dla mniej wyrobionych widzów, żeby zwabić ich na film historyczny o stosunkach polsko-żydowskich w XX wieku - recenzuje najnowszy film Smarzowskiego Artur Zawisza.

Wojciech Smarzowski jest kronikarzem ludzkiego zła. W jego wizji ukazanej w poszczególnych głośnych filmach źli są komuniści i katolicy, źli są Polacy i Ukraińcy, źli są policjanci i przedsiębiorcy.

Zło Smarzowskiego

Reżyser w każdym ze swoich filmów z lubością prezentuje zarówno zło powszednie, jak i zło eksplodujące w najbardziej przerażających przejawach. A wszystko gromadzi na ekranie w dużym skondensowaniu, więc widz może wychodzić z każdego jego filmu przygnębiony, załamany i wręcz zrozpaczony.

Nie ma wątpliwości, że Smarzowski jako winowajcę tego wszechobecnego zła wskazuje prawie całe dziedzictwo kulturowe ludzkości utrwalone w wierze, tradycji i obyczajach. Uwielbia przy tym szokować kontrastami: jeżeli ojciec panny młodej błogosławi przyszłych małżonków i daje im krucyfiks do ucałowania, to wkrótce okazuje się prymitywnym oszustem produkującym dla swych klientów mięso ze zdechłych świń oraz okłamującym zagranicznych kontrahentów co do walorów oferowanej nieruchomości. Jeżeli ksiądz mówi podniosłym głosem wzniosłe kazanie (choć w sparodiowanej manierze Kościoła walczącego), to niedługo później zaryzykuje w środku nocy weselnej funduszami kościelnymi, pożyczając je na wysokiej stopie ryzyka pod niekonwencjonalny zastaw. Jeżeli żona jednego z bohaterów nie chce siedzieć przy jednym stole z murzynem, to bliżej weselnego poranka będzie wypinać się do niego i oddawać mu się gdzieś na zapleczu sali weselnej.

Najgorsi Polacy

Reżyser do pewnego stopnia nakręcił remake swego “Wesela” z roku 2004, ale w dużej mierze potraktował weselność swego filmu jako wabik dla mniej wyrobionych widzów, żeby zwabić ich na film historyczny o stosunkach polsko-żydowskich w XX wieku. Wojciech Smarzowski przyjął jako prawdziwą jedną z wersji wydarzeń roku 1941 w Radziłowie i Jedwabnem leżących nieopodal Łomży w obecnym województwie podlaskim. Wedle tej wersji Niemcy nie tyle organizowali i nadzorowali, co tolerowali i poniekąd inspirowali spalenie w stodole ludności żydowskiej dokonane przez bardzo ku temu chętną ludność polską.

Smarzowski robi to, co zawsze: historie relacjonowane w historiografii czy przekazie ustnym zostają pokazane z całą dosadnością i brutalnością. Reżyser niczego nam nie oszczędza: polscy chłopi najpierw biją drewnianymi pałami pojmanych Żydów, potem podpalają stodołę z zamkniętymi w niej Żydami, a w najbardziej poruszającej scenie wynoszą do grobów ich spalone szczątki, a wśród nich matkę tulącą swe dziecko w chwilach śmierci i przytuloną doń po śmierci. Pamiętamy analogiczne sceny z jego “Wołynia”, ale tym razem Ukraińcami stają się Polacy, a Polakami – Żydzi.

Trzeba wprost napisać, że według reżysera spośród wszystkich złych tego świata Polacy są tymi najbardziej złymi, a Żydzi wskazani są jako ci mniej, a raczej dużo mniej źli. Co więcej, Smarzowski z stosunku do relacji polsko-żydowskich czyni uniwersalną miarę moralności, a jakiekolwiek krytyczne odniesienia do społeczności żydowskiej stawia praktycznie na równi z podpalaniem stodoły. Tu zresztą jego przejaskrawienie jest szczególnie nieznośne, bo w jego obrazie dwóch czy dwoje Polaków nie jest w stanie rozmawiać dłużej niż pięć minut bez jakiejś wycieczki antyżydowskiej, co jest wybitnie krzywym zwierciadłem.

Niesprawiedliwość Smarzowskiego widoczna jest najwyraźniej tam, gdzie próbuje ważyć racje. Bo polska złość ukazana jest wyraziście i dosłownie, natomiast złość żydowska jest ledwie dostrzegana przez bardzo uważnego widza. Tylko nader skupiony obserwator dostrzeże Żyda wskazującego Sowietom przeznaczonych do zagłady Polaków czy żydowską komunistkę jako stalinowską prokurator skazującą na śmierć polskich patriotów albo serio potraktuje historiozoficzne rozważania o pogromach autorstwa pijanego młodzieńca z mieczykiem Chrobrego w klapie marynarki. Z kolei równoważący wątek “dwóch stodół” (do palenia Żydów i do ich ukrywania przed Niemcami) także pojawia się jednorazowo i zaraz znika.

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

Reżyser szuka jednak ścieżki dobra w świecie zła, czemu stara się nadać humanistyczną perspektywę. Ojciec głównego bohatera okazuje się względnie pozytywną postacią, która z narażeniem życia ukrywała Żydów, czyniąc to jednak bardziej z miłości do młodej Żydówki niż z innych racji moralnych. Wątek tej młodej miłości Polaka i Żydówki to w istocie główny przekaz filmu mający wskazywać na okruchy dobra pośród ogromu zła. Wnuczka sędziwego kombatanta czyta mu i tłumaczy na polski pisany po angielsku pośmiertny list jego dawnej miłości, dla której on był miłością jedyną. To musi wzruszać i wzrusza.

W żadnym razie nie traktuję Smarzowskiego jako proroka, jednakowoż zawsze patrzę z zainteresowaniem na jego skrzywiony obraz polskości i katolicyzmu, często szeroko otwieram oczy na kolejne mocne obrazy wyrażające reżyserski ogląd zła tego świata, a chciałbym zobaczyć miłość ukazywaną niekiedy przez reżysera jako zmieniającą także jego serce.

Subskrybuj
Powiadom o
1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze Najpopularniejsze
Inline Feedbacks
Przeglądaj wszystkie komentarze

POLECAMY