[OPINIA] Oleśnicki: “Stambuł w Warszawie? Szkic na temat Recepa Tayyipa Erdoğana i jego rządów”

Dodano   0
  LoadingDodaj do ulubionych!

Celem tego tekstu nie jest wystawienie Erdoğanowi laurki czy ocieplenie wizerunku tego niewątpliwie bezwzględnego w dążeniu do postawionych sobie celów i mającego wiele na sumieniu polityka, ale naszkicowanie jego przypadku na tle współczesnej historii Turcji oraz zwrócenie nań uwagi kontestujących polską rzeczywistość z pozycji konserwatywnych i katolickich.

Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdoğan (wym. mniej więcej “redziep cajip erdoan”) jest zwykle w polskich mediach przedstawiany jako jeszcze jeden bliskowschodni satrapa, postać nieciekawa – nawet nie groźny wróg, ale zwykły zepsuty władzą dyktator, jakich wielu i o jakich wspomina się głównie wyliczając w ramach ciekawostki, jaki który wybudował sobie pałac, a ilu opozycjonistów wtrącił do więzienia.

Dla jednych jest ohydnym autokratą, któremu nie warto poświęcać uwagi wykraczającej ponad potępienie europejskich polityków za spotkania z nim, dla drugich prymitywnym islamistą. Jeśli jednak sprawujących władzę mamy oceniać po skuteczności zaplanowanego wpływu na własne państwo i naród, ten nie posiadający wyższego wykształcenia chłopak z ubogiej stambulskiej dzielnicy Kasımpaşa wydaje się jednym z najwybitniejszych przywódców naszej epoki.

Celem tego tekstu nie jest wystawienie Erdoğanowi laurki czy ocieplenie wizerunku tego niewątpliwie bezwzględnego w dążeniu do postawionych sobie celów i mającego wiele na sumieniu polityka, ale naszkicowanie jego przypadku na tle współczesnej historii Turcji oraz zwrócenie nań uwagi kontestujących polską rzeczywistość z pozycji konserwatywnych i katolickich.

Republika Turecka została proklamowana w 1923 przez generała Mustafę Kemala, później uhonorowanego tytułem “Atatürk” (ojciec Turków) jako nazwiskiem. Podstawą jego władzy była ideologia “sześciu strzał”. Są to kolejno: republikanizm (odrzucenie monarchii), populizm (władza “zwykłych obywateli”, a nie dynastii, duchownych czy feudałów), świeckość (wzorowana na surowej, francuskiej Laïcité, a więc braku jakiejkolwiek obecności religii w życiu publicznym), rewolucjonizm (zastępowanie tradycyjnych instytucji nowoczesnymi), nacjonalizm (w kontrze do wielonarodowego, opierającego się na wspólnocie religijnej imperium) i statyzm (silna rola państwa w gospodarce). Po dziś dzień te strzały widnieją w logu CHP (Republikańskiej Partii Ludowej), ugrupowania Atatürka które rządziło jako monopartia przez pierwsze 27 lat Republiki, a dziś stanowi główną siłę opozycji. Do tradycji kemalistowskiej należy też zasadniczo prozachodnia polityka zagraniczna – Turcja miała być nowoczesnym państwem, które za punkt odniesienia bierze Europę.

W 1950 następca Atatürka Ismet Inonü zdecydował się, motywowany chęcią zbliżenia z Zachodem, na wolne wybory. Przez kolejne 62 lata rządziła najczęściej w różnych wariantach świecka centroprawica, ale zasadnicza kontrola nad państwem leżała w rękach wojska, które dokonało w tym czasie aż czterech zamachów stanu, za każdym razem przejmując na pewien czas bezpośrednie rządy by “przywrócić porządek”. Powodami interwencji było odchodzenie rządzących od różnych elementów kemalistowskiej ortodoksji. Po pierwszym przewrocie z 1960 powieszono – mimo międzynarodowych protestów – wraz z dwoma ministrami pierwszego pochodzącego spoza CHP premiera Adnana Menderesa. W 1971 szef rządu Suleyman Demirel “tylko” otrzymał od sił zbrojnych żądanie dymisji, do którego się oczywiście zastosował. Najbardziej krwawy był przewrót z 1980, po którym prezydentem aż na 9 lat został generał Kenan Evren. W podobny sposób co Demirel władzę oddał pod przymusem mentor Erdoğana, sprawujący funkcję premiera jedynie przez kilka miesięcy w latach 1996-97 Necmettin Erbakan (jedyny islamista na tym stanowisku). Warto odnotować też morderstwo urzędującego prezydenta (wcześniej premiera w latach 1983-89) Turguta Özala w 1993. Przeprowadzona dopiero 20 lat później (już za rządów Erdoğana) ekshumacja jego zwłok wykazała obecność trucizny, a oskarżony został jeden z generałów, ale nigdy nie wyjaśniono do końca okoliczności śmierci.

Recep Tayyip Erdoğan urodził się w 1954 jako najstarsze dziecko kapitana promu pływającego po Bosforze, który do największego miasta Turcji wyemigrował z północno-wschodniej, leżącej nad Morzem Czarnym prowincji Rize – regionu, który najdłużej, do 1461, wytrwał przy chrześcijaństwie, by później stać się znanym z konserwatyzmu i silnej muzułmańskiej pobożności. Młody Erdoğan spędzał tam każde lato i do dziś jest postrzegany przez miejscowych jako “swój” – w wyborach prezydenckich w 2014 dostał tam 80,6% głosów (w pierwszej i jedynej turze). Przyszły prezydent wychowywał się w religijnej rodzinie z klasy pracującej w jednej z najuboższych dzielnic Stambułu. Sprzedawał z matką sezamowe przysmaki na ulicy, by móc odłożyć na książki. Wspomina, że “jeśli komuś zdarzyło się przekląć, był surowo karany. Ojciec bardzo dbał, by winnego zawsze pociągać do odpowiedzialności”. Mimo kosztów społecznych i silnej stygmatyzacji, Ahmet Erdoğan zdecydował się też posłać jedenastoletniego syna do jednej z niepaństwowych, religijnych szkół (imam hatip). Chociaż prowadzono w nich zwyczajne zajęcia, absolwenci mieli prawny zakaz podejmowania jakichkolwiek studiów oprócz teologii i pracy innej niż jako duchowni. Młody Erdoğan przepisał się z niej w ostatniej klasie, by móc później udać się do stambulskiej Uczelni Biznesu i Zarządzania. Z młodości wywodzi się przejawiana przez całe życie niechęć do uprzywilejowanych w kemalistowskim państwie, zwesternalizowanych, świeckich elit.

Lata 70. minęły w Turcji pod znakiem zimnej wojny i narastającej przemocy między ultranacjonalistami wierzącymi w “rasę turecką” oraz marksistami (bliskich znanym nam z zachodniego 1968 “protestującym studentom”, ale bardziej od nich nie stroniących od używania siły). Dochodziło do ulicznych starć, a nawet zamachów terrorystycznych – od bomby zginął również jeden z młodzieńczych przyjaciół Erdoğana. Kres przemocy położył dopiero wojskowy zamach stanu z 1980, następujące po nim krwawe represje i uwięzienie w pierwszym roku 122 600, a przez siedem lat prawie 500 tysięcy aktywistów (przede wszystkim marksistów, ale dalece nie tylko ich). Wchodzącemu w dorosłość i planującemu karierę polityczną Erdoğanowi żadna z dwóch walczących opcji nie wydawała się atrakcyjna. Przemawiał do niego rodzący się ruch odnowy islamu, propagowany przez teoretyków takich jak czołowy przedstawiciel Bractwa Muzułmańskiego, egipski pisarz Sayyid Qutb (powieszony za planowanie zamachu na świeckiego prezydenta Nasera) czy irański socjolog Ali Szariati (którego idee położyły fundamenty pod islamską rewolucję i obalenie szacha). Podstawowe założenie było proste – świat muzułmański gnije i dąży ku katastrofie, odkąd zaczęły w nim dominować importowane z zepsutego Zachodu, świeckie ideologie, takie jak marksizm, areligijny nacjonalizm czy liberalizm. Podążanie tą drogą oznacza jeszcze więcej biedy, represji oraz kulturowych i politycznych poniżeń ze strony zdemoralizowanych obcych. Odpowiedź na wszystkie te problemy jest jedna, powrót do tradycji – religii, zajmującej w życiu publicznym należne jej miejsce.

W przypadku Turcji oczywistym punktem odniesienia dla islamistów jest imperium osmańskie, którego sułtan był od 1517 również kalifem, czyli następcą Proroka Mahometa i przywódcą całej ummy (wspólnoty muzułmańskiej). Następca tronu Abdülmecid II zachował nawet ten tytuł przez pierwsze kilkanaście miesięcy po obaleniu ostatniego sułtana, jego kuzyna Mehmeda VI. Na osmański sentyment nakłada się też pochodzenie Erdoğana ze Stambułu i niechęć do wybranej na jego miejsce i rozbudowanej znacząco przez Atatürka Ankary – w momencie podjęcia tej decyzji w 1923 liczącej zaledwie 35 tysięcy mieszkańców, przy 500 tysiącach imperialnej stolicy. Właśnie w Stambule, na wzgórzu Camlica, ukończono też w 2017 budowę ogromnego, wysokiego na 268 metrów meczetu, przypominającego te z czasów świetności imperium. Podejrzewa się, że Erdoğan chce być pochowany koło niego, nawiązując do tradycji zgodnie z którą sułtanów chowano właśnie obok wybudowanych przez nich świątyń. W latach 2005-15 otwarto zresztą w Turcji aż 9 tysięcy nowych meczetów.

Młody Erdoğan zaangażował się w ruch stworzony przez najbardziej prominentnego tureckiego islamistę, Necmettina Erbakana (po którym dał później imię jednemu ze swoich synów). Na marginesie warto odnotować, że wbrew zachodnim stereotypom, islamistami nie zostają tylko sfrustrowani, niedouczeni mieszkańcy bliskowschodnich wiosek – Erbakan to człowiek, który przed wejściem w politykę zrobił na niemieckim uniwersytecie doktorat z inżynierii energetycznej. W środowisku religijnej młodzieży poznał swoją żonę Emine (ma z nią czworo dzieci). Jako 31-latek Erdoğan był już szefem struktur erbakanowskiej Partii Dobrobytu (RP) w Stambule. Popularność budował przede wszystkim wśród warstw, z których się wywodził – klasy pracującej zamieszkałej w biedniejszych dzielnicach miasta. W ten sposób wykorzystywał też słabość lewicy i związków zawodowych, w które poszło po 1980 najsilniejsze uderzenie wojskowych. Jego przekaz wyraża najlepiej hasło z 1989 , gdy wystartował na burmistrza miejskiego dystryktu Beyoglu – “Erdoğan jest jednym z nas”. Wybory przegrał o włos, a w złości oskarżył sędziego decydującego o wynikach o fałszerstwo i pijaństwo, ale stał się rozpoznawalną w całym kraju twarzą zmiany wizerunku RP, starającego się o miano “partii zwykłego Turka”.

Podziały wewnętrzne i afery korupcyjne wśród rządzącej nieprzerwanie od ośmiu lat, liberalnej centroprawicy, pozwoliły RP uzyskać w koalicji z nacjonalistami 16,9% w 1991, pierwszy raz po przewrocie przekroczyć próg wyborczy i znaleźć w parlamencie. Necmettin Erbakan roztaczał wizję “sprawiedliwego porządku” (adil duzen), zerwania z podporządkowaniem Zachodowi i “niewolnictwem, w którym imperialiści i syjoniści panują nad narodem tureckim”.

W 1994 następuje zwrot w karierze Erdoğana – udaje mu się wygrać wybory na burmistrza Stambułu. W kampanii nazwał RP “głosem milczących mas” (ciekawe, czy świadomie inspirując się hasłem Nixona sprzed ćwierć wieku) i przedstawił szczegółowe “plany awaryjnego działania” mające znacząco poprawić jakość życia mieszkańców. Warto zatrzymać się nad bilansem czterech lat rządów w rodzinnym mieście, bo dzięki tej skuteczności udało mu się zdobyć, a później utrzymać władzę w całej Turcji. Burmistrz Erdoğan wybudował kilkadziesiąt nowych mostów i wiaduktów, nowe szpitale, szkoły, rozbudował system komunikacji miejskiej (przy okazji wymieniając autobusy na przyjazne środowisku). W 1994 mniej niż 15% mieszkańców miało dostęp do oczyszczania ścieków. W 1998 – 65%. Znacząco ograniczył też problem smogu rozbudowując miejski system dystrybucji gazu ziemnego, co w późniejszych latach doprowadziło do zbliżenia i uzależnienia od Rosji (z którą Erdoğan zawsze starał się mieć dobre stosunki). Spłacił również większość zadłużenia miasta. Głównymi beneficjentami jego rządów byli jednak przedstawiciele jego podstawowego elektoratu. Rozpoczął politykę odnawiania stambulskich slumsów i budownictwa mieszkaniowego dla najbiedniejszych (rozwiniętą później znacząco w całym kraju przez jego rząd). W ubogich dzielnicach wprowadzono też darmowe kursy dla mieszkańców, z ofertą rozciągniętą od krawiectwa po obsługę komputerów.

W wyborach w 1995 RP uzyskało 21,4% głosów i stało się największą partią w podzielonym parlamencie. W lipcu 1996, po długich negocjacjach i niepowodzeniu formowanej z błogosławieństwem sił zbrojnych koalicji mniejszych sił “przeciw islamistom”, Necmettin Erbakan został premierem dzięki wsparciu jednej z rządzących wcześniej partii centroprawicowych. W kilka miesięcy zdążył zaszokować świat swoją zdecydowaną polityką zagraniczną – zaproponował stworzenie grupy największych ludnościowo państw muzułmańskich D8 w kontrze do G7, panislamskiego sojuszu w kontrze do NATO i panislamskiej waluty, dinara. Po kilku miesiącach rządów został zmuszony przez wojsko do podpisania dokumentów ograniczających suwerenność jego decyzji, a później do dymisji. Następnie Sąd Konstytucyjny zdelegalizował RP, a po kilku miesiącach również burmistrz Erdoğan został zdjęty z urzędu i skazany na rok więzienia, z którego odsiedział cztery miesiące. On, Erbakan i inni politycy RP otrzymali również zakazy ubiegania się o funkcje publiczne. Warto wspomnieć, że od decyzji o rozwiązaniu RP próbowali odwoływać się do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który jednak oddalił skargę. Obalenie rządu Erbakana publicznie pochwaliła też ówczesna szefowa amerykańskiej dyplomacji, Madeleine Albright.

Na tym etapie Erdoğan doszedł do wniosku, że nie da się trwale sprawować władzy używając tylko agresywnej, stricte religijnej retoryki. Ze względu na wojsko, ale również na niechęć społeczeństwa – dwadzieścia lat głośnej działalności znanego od lat Erbakana przyniosło mu tylko 21%. Postanowił usamodzielnić się i zbudować własny ruch polityczny. W 2001 wraz z doktorem ekonomii Abdullahem Gülem założył Partię Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP), na użytek wewnętrzny i zewnętrzny reklamowaną jako “muzułmańska chadecja”. Logiem partii została świecąca się żarówka, a samo “AK” to po turecku “biały”, co symbolizowało nowość, czystość, świeżość i uczciwość. Celem było przejęcie zdegustowanego aferami elektoratu centroprawicy oraz otwarcie się na miasta i klasę średnią. Zrezygnowano z atakowania Zachodu i demokracji.

AKP rzeczywiście udało się uzyskać samodzielną większość w wyborach w 2002, choć otrzymała tylko 34%. Znacznie więcej niż 21% w szczytowym momencie Erbakana, ale władzę zawdzięczała korzystnemu zbiegowi okoliczności – kilka partii pozostało tuż pod progiem wyborczym (analogia z polską polityką nasuwa się sama). Premierem został Abdullah Gül, a Erdoğan zastąpił go po kilku miesiącach, gdy parlament zdjął z niego zakaz sprawowania funkcji publicznych – wtedy Gül objął stanowisko szefa MSZ.

Podstawowym celem Erdoğana u władzy było trwałe oparcie tureckiego narodu i państwa na fundamencie religijnym, do czego droga prowadziła przez całkowite rozmontowanie systemu kemalistowskiego. Jak deklarował później, w 2011, “naszym najważniejszym zadaniem jest wychowanie pobożnego pokolenia”, przy okazji w mocnych słowach oskarżając CHP o chęć “ateizacji młodych Turków”. Kluczowy dla jego sukcesu – rządzi już szesnaście lat, dłużej niż ktokolwiek od czasu obalenia sułtanatu (nawet sam Atatürk), a jego koniec wydaje się daleki – był jednak konsekwentny pragmatyzm i umiejętne manewrowanie między skonfliktowanymi przeciwnikami. Początkowo przekaz AKP był inkluzywny, miękki, łagodny. Kolejne lata u steru władzy to konsekwentne zdobywanie trwałego poparcia dzięki sukcesom gospodarczym oraz eliminowanie kolejnych zagrożeń połączone z sukcesywnym zaostrzaniem działań i retoryki.

Pierwsza kadencja AKP to okres bezprecedensowego wzrostu i politycznej stabilności. Inflacja, która w latach 90. nigdy nie spadała poniżej 60%, zmalała do 7-9%, co pozwoliło na denominację i “przycięcie” wartości liry o sześć zer. Przeprowadzono reformy służby zdrowia (m.in. internetowe rezerwacje zastąpiły czekanie w kolejkach), opieki społecznej i szkolnictwa. Wybudowano sieć szybkich kolei i autostrad. Średnia długość życia wzrosła w latach 2000-2014 z 70 do 75,3 lat. Śmiertelność niemowląt spadła w latach 2000-2013 z 33,7 do 16,5 przypadków na tysiąc narodzin. Poczucie optymizmu ogarnęło Turków. Jak pisze powołując się na tego rodzaju statystyki we wstępie do swojej (umiarkowanej w tonie, ale krytycznej z pozycji demoliberalnych) biografii Erdoğana amerykański politolog i komentator Soner Cagaptay, “przed jego rządami Turcy żyli na poziomie Syryjczyków, dziś żyją na poziomie Hiszpanów).

Na początku Erdoğan starał się, wykorzystując entuzjazm tureckiego społeczeństwa, maksymalnie zbliżyć do członkostwa UE, by następnie wcielając w życie niezbędne unijne zalecenia ograniczać formalny wpływ wojska na państwo. Nie udało się jednak wykorzystać UE do ograniczenia świeckości państwa. Pozytywny obraz na arenie międzynarodowej wykorzystano też do ściągnięcia rekordowej liczby inwestycji zagranicznych. W kwietniu 2007 wojsko opublikowało “e-memorandum”, w którym zaprotestowało przeciwko spodziewanej nominacji islamisty Güla (jego żona była znana z walki o prawo do noszenia hidżabu) na prezydenta Turcji i odwołało się do swojej roli jako “strażnika świeckości państwa”. Erdoğan nie ustąpił, skrócił kadencję parlamentu, w kampanii wyborczej wzywał do obrony demokracji i otrzymał aż 47%, co pozwoliło na komfortowy wybór Güla. Nie decydując się na ruch, wojskowi podpisali własny wyrok śmierci – rozpoczęła się zdecydowana medialna kampania przeciwko wojsku, a następnie seria procesów wytoczonych ponad 300 oficerom, w tym czołowym generałom i admirałom. W ataki na siły zbrojne chętnie i mocno włączyła się też istotna część lewicy, pamiętająca prześladowania którym poddano ją po zamachu z 1980.

W czerwcu 2011 AKP otrzymała aż 49,8% poparcia w wyborach, co oznaczało, że Turcy na dobre oswoili się z Erdoğanem u władzy. Przystąpiono więc do kolejnego etapu reformy edukacji – wtedy premier wygłosił wspomniane wyżej słowa o “wychowaniu pobożnego pokolenia”. Oferowane w szkołach zajęcia pozalekcyjne zastąpiono skoncentrowanymi na religii, kolejne państwowe szkoły były przekształcane we wspierane przez państwo religijne imam hatip, dokonano jednorazowej wymiany wszystkich dyrektorów szkół (odtąd wymaga się członkostwa w powiązanym z AKP, konserwatywnym związku zawodowym), a dwa lata później zajęcia o islamie stały się obowiązkowe we wszystkich szkołach (również dla niewierzących i wyznawców innych religii), i to już od 6. roku życia. Łącznie w latach 2002-2016 liczba uczniów szkół imam hatip wzrosła z 60 tysięcy do 1,5 miliona. Tymczasem po wyeliminowaniu wojska głównymi wrogami stali się liberałowie i lewica – bliscy AKP przedsiębiorcy przejmowali z pomocą państwa kolejne bliskie im firmy i media.

Pragmatyczny Erdoğan od początku rządów prowadził też – z korzyściami wizerunkowymi na zewnątrz – dialog z szacowaną na 15% ludności mniejszością kurdyjską, wrogą wojskowym (trwający w latach 90. konflikt z Partią Pracującą Kurdystanu (PKK) pochłonął 35 tysięcy ofiar) i tureckim nacjonalistom. W 2009 rząd otworzył nadającą 24 godziny na dobę po kurdyjsku telewizję, a inauguracji dokonał sam premier, składając życzenia po kurdyjsku. Był to gest o tyle znaczący, że przez wiele lat choćby publiczne używanie tego języka było zabronione. W 2012 zezwolono nawet na otwieranie kurdyjskojęzycznych wydziałów na uniwersytetach, a rok później PKK ogłosiła wycofanie wszystkich sił z Turcji. Dzięki temu Kurdowie byli zasadniczo nieobecni rok później, podczas zdominowanych przez lewicę, wielotysięcznych protestów przeciwko AKP wokół likwidacji parku Gezi. Erdoğan dokonał jednak antykurdyjskiego zwrotu, gdy zdecydował się na objęcie urzędu prezydenta. Lewicowa kurdyjska partia HDP postanowiła wybić się na proteście przeciwko jego startowi, a sam premier uznał, że w wyborach powszechnych bardziej opłaca mu się ubiegać o poparcie antykurdyjskich nacjonalistów. Duże znaczenie miał też oczywiście rozwój sytuacji w ogarniętej wojną Syrii. Erdoğanowi udało się zresztą szybko podporządkować sobie mającą wieloletnie tradycje partię nacjonalistyczną MHP, która w 2018 wystartowała nawet z jednej listy z AKP. Ceną zerwania procesu pokojowego z Kurdami była seria krwawych zamachów, które dotknęły również Ankarę i Stambuł.

Kluczowym sojusznikiem podczas rozprawy z wojskiem, a następnie liberalną opozycją, był ruch muzułmańskiego duchownego Fethullaha Gülena, który w 1999 uciekł do USA. Jego organizacja posiada szkoły w 180 państwach na całym świecie, ale także bliskie sobie media i tysiące oddanych ludzi w aparacie państwa, w tym policji i sądownictwie. Po objęciu rządów przez AKP ruch Gülena zawarł taktyczny sojusz z Erdoğanem. Wraz z czasem i eliminacją kolejnych wrogów stawało się jednak jasne, że żadna ze stron nie zadowoli się podziałem władzy. Kulminacją konfrontacji stał się nieudany zamach stanu z 2016, który posłużył prezydentowi za pretekst do masowych czystek i uwięzienia tysięcy ludzi, w tym dziennikarzy, urzędników i nauczycieli. Co ciekawe, w ramach pragmatycznego równoważenia relacji, po starciu z gülenistami ponownie zbliżył się do kręgów wojskowych.

Podobną strategię wprowadzono w życie w polityce zagranicznej – poprzez konsekwentne poszerzanie pola manewru ewoluującą w stronę niezależności i niechęci wobec Europy i USA. Od razu po przejęciu władzy nastąpiło zbliżenie z państwami muzułmańskimi, w tym Iranem, Pakistanem (który Erdoğan kilkakrotnie odwiedzał i nazwał kiedyś swoim drugim domem), Arabią Saudyjską i Syrią, oraz tradycyjnym wrogiem Turcji, z którą ta prowadziła w historii aż dwanaście wojen – Rosją. Autorem fundamentalnej koncepcji “strategicznej głębi” jest Ahmet Davutoğlu – dyplomata i pracownik akademicki, doradca Güla, a następnie minister spraw zagranicznych w latach 2009-2014 i premier w latach 2014-2016. Podstawą siły Turcji miała być jej pozycja w świecie muzułmańskim. Davutoğlu uważa, że Turcja jest dość silna, by angażować się na Bałkanach, Bliskim Wschodzie, ale też w rejonie Morza Śródziemnego (godny uwagi rozwój bilateralnych relacji z Hiszpanią) i Czarnego czy Azji Środkowej. Według niego nie należy opierać się tylko na zachodnich mocarstwach, ale również wschodzących potęgach – Rosji, Chinach, Indiach czy Brazylii (Erdoğan był pierwszym przywódcą Turcji, który odwiedził to państwo).

Wypracowaniu dominacji w świecie muzułmańskim posłużyło też wywołanie konfliktu z Izraelem, na które Erdoğan zdecydował się po kilku latach rządów, gdy poczuł się już pewniej. W 2009 demonstracyjnie opuścił debatę z prezydentem Szimonem Peresem podczas Światowego Forum Ekonomicznego wprost mówiąc adwersarzowi, że “dobrze wie jak to jest zabijać niewinne dzieci” i wygłaszając tyradę o “barbarzyństwie i zbrodniach” dokonywanych “z rozkoszą” wobec Palestyńczyków (co szybko stało się hitem YouTube – warto przejrzeć czołowe komentarze pod licznymi wersjami nagrania tego starcia). Rok później statek tureckich aktywistów próbował przerwać izraelską blokadę Strefy Gazy, co skończyło się śmiercią dziewięciu z nich, w tym jednego podwójnego obywatela Turcji i USA. Erdoğan zareagował nazywając syjonizm rasizmem, wezwał do nałożenia na Izrael sankcji przez ONZ, nie przyjął przeprosin Tel Awiwu i wyrzucił izraelskiego ambasadora. Zyskało mu to wiele uznania wśród muzułmanów z całego świata. Warto zwrócić uwagę, że spośród konkurencyjnych ośrodków aspirujących do przewodzenia islamowi Arabia Saudyjska pozostaje w bardzo dobrych, choć niesformalizowanych relacjach z Izraelem (co będzie się utrzymywać przez związku obu państw z USA oraz konflikt z Teheranem), natomiast Iran jest państwem szyickim, co budzi dystans zdecydowanej większości wyznawców Proroka. Erdoğan chętnie jeździł też do państw Europy, kiedyś w przemówieniu do niemieckich Turków nazywając integrację “zbrodnią”. Od lat konsekwentnie występuje jako “obrońca praw” muzułmanów, oskarżając o ich dyskryminację państwa takie jak Austria czy Holandia.

Jedną z porażek Erdoğana jest niepowodzenie rządów bliskiego mu ideowo Bractwa Muzułmańskiego w Egipcie, które doszło do władzy po obaleniu rządzącego od trzydziestu jeden lat świeckiego wojskowego, prezydenta Mubaraka, w 2011. Ówczesny premier Turcji był pierwszym światowym przywódcą, który wezwał go do rezygnacji przed masowymi protestami. Kilka miesięcy później odwiedził Kair – już pod nowymi rządami – fetowany przez tysiące Egipcjan jako przywódca wyzwalającego się spod zachodniego jarzma świata islamu i uroczyście odznaczony przez Egipską Organizację Rewolucyjnej Młodzieży na placu Tahrir (centrum protestów). Jak napisał wówczas “The Times” – “Erdoğanowi urządzono przyjęcie na miarę gwiazdy rocka”. Radość nie potrwała jednak długo – wywodzący się z Bractwa Muzułmańskiego prezydent Morsi został obalony przez wojsko po ledwie 12 miesiącach rządów. Od tego czasu przebywa w więzieniu, a relacje między Ankarą a Kairem pozostają napięte. “Arabska wiosna” doprowadziła też do zerwania bardzo ciepłych stosunków z Syrią Assada – Erdoğan liczył, że władzę w tym i innych ogarniętych rewolucją państwach przejmą muzułmańscy fundamentaliści, których chętnie wspierał.

Bardzo istotnym elementem, pokazującym rozmach i długofalowość polityki AKP jest z kolei poświęcenie uwagi Afryce. W latach 2002-12 bilans handlowy Turcji z Czarnym Lądem wzrósł aż pięciokrotnie. Erdoğan odwiedza państwa takie jak Niger, Senegal, Gabon, RPA, Etiopia, Sudan czy Somalia, otwiera ambasady w kolejnych z nich, a kilka lat temu Turcja otrzymała nawet status honorowego członka Unii Afrykańskiej. Turkish Airlines otwierają w Afryce nowe połączenia, Turcja oferuje wsparcie inwestycji infrastrukturalnych, a także wspiera otwieranie setek szkół z elementem wychowania muzułmańskiego – często najbardziej atrakcyjnych w ubogich państwach, w nich kształcić się więc będą tamtejsze elity. Tu również Erdoğan stara się budzić niechęć do państw zachodnich, przywołując ich kolonialną przeszłość. Zdecydowana większość z państw afrykańskich nie miała nigdy nic wspólnego z imperium osmańskim, neoottomanizm AKP nie jest więc bezrefleksyjnym kopiowaniem zależności znanych z przeszłości.

Turcja Recepa Tayyipa Erdoğana pozostaje państwem targanym konfliktami, w tym zamachami terrorystycznymi, a po paśmie sukcesów od 2008 roku sytuacja gospodarcza dalece nie zawsze przedstawia się różowo. Większość celów stawianych w śmiałej “wizji 2023” (np. dołączenie do dziesięciu największych gospodarek świata) jest daleka od spełnienia. Po etapie inkluzywnej AKP z czasem nastąpiła bardzo brutalna polaryzacja między zwolennikami i przeciwnikami obecnego prezydenta. Wydaje się jednak, że projekt głębokiej transformacji państwa i narodu oraz ustawienia islamu w centrum ich obu po osiemdziesięciu latach intensywnego sekowania religii można uznać za udany, a Erdoğana za polityka w swoim pragmatyzmie i umiejętnym rozgrywaniu wewnętrznych przeciwników wyjątkowo skutecznego. Po raz pierwszy w historii Turcja stała się państwem, której większość mieszkańców należy do klasy średniej – w czym zresztą liberalni krytycy prezydenta, tacy jak Cagaptay, upatrują jego największy przyszły problem. Opierają się oni na założeniu, że bogacące się społeczeństwo będzie się nieuchronnie westernalizować w dłuższej perspektywie, ale nie wiadomo, czy tak rzeczywiście będzie. Wiadomo za to, że obszerne reformy i inwestycje infrastrukturalne znacząco wzmocniły turecką dumę i wiarę w możliwości własnego narodu. Gdy spojrzeć na propagandowe filmiki zwolenników Erdoğana czy jego spoty z kampanii wyborczych, powtarzają się zazwyczaj te trzy elementy – przywiązanie do rodziny i tradycji, rozwój infrastrukturalny oraz asertywna polityka zagraniczna (symbolizowana przez urywki z przerwanej debaty z Peresem). We współczesnym świecie ciężko o porównywalny przykład zarazem całościowych i radykalnych zmian w jakimkolwiek dużej – Turcja liczy ponad 80 milionów mieszkańców – czy nawet średniej wielkości państwie. Żaden inny lider kraju muzułmańskiego nie jest też tak szeroko rozpoznawalny i uwielbiany. Z analizy tego procesu mogą w pewnym stopniu czerpać również inne ruchy, kontestujące rzeczywistość polityczną i kulturową z pozycji krytycznych wobec braku absolutnych wartości moralnych w życiu publicznym na Zachodzie.

Autor tekstu jest szerzej znany jako bloger na Twitterze pod pseudonimem Zbigniew Oleśnicki.

Dodano w Bez kategorii

POLECAMY